NAJNOWSZE POSTY

Są książki, które czyta się dla fabuły. Są takie, które czyta się dla wiedzy. Ale są też takie, które czyta się, bo po prostu dobrze robią człowiekowi na serce. „Psyjaciele” Marcina Kozioła należą bez wątpienia do tej trzeciej kategorii. To zbiór opowieści, w których wielcy Polacy schodzą z pomników, otrzepują się z patyny i stają się zwyczajnymi ludźmi, takimi, którzy pilnie nasłuchują tupotu małych łapek, potrafią przejąć się kichnięciem psa bardziej niż własnym katarem i wiedzą, że nic nie koi nerwów lepiej niż ciepły pysk wciśnięty w dłoń.

To nie są wymyślone historie. To fragmenty prawdziwych życiorysów: trochę zabawnych, trochę zadziwiających i często bardzo czułych. I choć brzmi to jak klisza, naprawdę trudno się od nich oderwać. Każdy z sześciu psiaków prowadzi nas w inną epokę i w inne zakamarki ludzkich biografii. Markiz, Dolar, Wykop, Puk, Dorek i Boby La Beauté mogliby założyć własną psio-historyczną orkiestrę: jeden szczeka w tonacji Chopina, drugi uważa, że najważniejsza jest przygoda, trzeci ma charakter większy niż rozmiar. I każdy wnosi do tej książki coś nowego: śmiech, wzruszenie, a czasem małą lekcję odpowiedzialności.

Największą siłą „Psyjacieli” jest perspektywa. Marcin Kozioł nie opisuje sławnych ludzi przez pryzmat ich największych dokonań, lecz przez ich puchatych towarzyszy. I nagle okazuje się, że Sienkiewicz miał słabość do jamnika, Piłsudski do boksera, a Boznańska do ratlerka. Te miniportrety mają w sobie coś z rodzinnych anegdot, niby drobiazgi, ale dzięki nim postacie, które znamy z podręczników, zyskują ciepło i kolor.

Choć książka adresowana jest przede wszystkim do młodych czytelników, dorosły odbiorca łatwo wciąga się w jej rytm. Łagodny humor, przystępny język i ilustracje, które sprawiają, że ma się ochotę wyciągnąć rękę i podrapać bohaterów po uszach, wszystko to tworzy atmosferę, w której nauka wchodzi do głowy mimochodem. Dzieci przy okazji zdobywają porcję historii, literatury, muzyki czy geografii, ale bez poczucia, że ktoś im właśnie robi edukacyjny „wykład”. Autor zresztą bardzo dba o lekkość, nawet „psypisy” na końcu brzmią tak, jakby pies merdał ogonem obok kartki.

Czy „Psyjaciele” mają wady? Owszem — jedną, ale poważną: kończą się zdecydowanie za szybko. A kiedy czyta się je z dzieckiem, bardzo łatwo o pytania, na które trudno odpowiedzieć bez globusa, encyklopedii i kubka herbaty w pogotowiu. Ale być może właśnie o to chodzi, o pobudzenie ciekawości, która wybiega dalej niż sama książka.

To piękna, ciepła pozycja do rodzinnego czytania, sprawdzająca się również jako szkolna lektura. Jednak przede wszystkim jest to ukłon w stronę tych czworonożnych przyjaciół, którzy potrafią wyczyścić z kurzu nie tylko wnętrze domu, ale i nasze własne emocje. Jeśli wierzycie, że relacja człowieka z psem potrafi zmienić sposób patrzenia na świat, to „Psyjaciele” są książką, której nie możecie pominąć. A jeśli jeszcze w to nie wierzycie, te sześć opowieści udowodni wam, jak bardzo się mylicie.

Egzemplarz recenzowany w ramach bezpłatnej współpracy z wydawnictwem 



1 komentarz:

  1. Myślę, że dla dzieci, które kochają psy to może być świetna lektura.

    OdpowiedzUsuń