Tym razem Bluey i Bingo nie pozwalają zasnąć zbyt szybko, ale tylko dlatego, że każda z sześciu opowieści ma w sobie coś, co chce się natychmiast przeczytać albo usłyszeć do końca. Jest tu odrobina szaleństwa, odrobina chaosu i pełna garść czułego rodzinnego humoru, z którego słynie serial. W „Łapaczu” tata gra rolę przeciwnika tak przebiegłego, że nawet dorosły czytelnik ma ochotę kibicować dziewczynkom. W „Szkółce pływackiej” na pierwszy plan wysuwa się małe-wielkie odkrycie, że nauka bywa zabawą, o ile pozwolimy sobie na odrobinę cierpliwości. A „Jednorożel”? Cóż… kto zna tego jegomościa, ten wie, że próba nauczenia go dobrych manier zawsze kończy się dowcipem, którego nie da się przewidzieć. Szczególnym zaskoczeniem okazała się dla nas historia „Motylki”. Choć wielu fanów może już ją kojarzyć, w tej odsłonie została tak wdzięcznie wpleciona między nowe opowieści, że odbiera się ją jak świeży oddech w środku książki. To jak mała przerwa na czułość.
Największa siła tego tomu nie tkwi jednak w fabułach, lecz w sposobie, w jaki są podane. Teksty są krótkie, rytmiczne, idealne, by czytać „jeszcze jeden rozdział” przed snem i nie przeciągnąć wieczornej rutyny do północy. Ilustracje natomiast nie tylko przypominają kadry z odcinków, ale naprawdę przywołują atmosferę animacji. Kolory są tak żywe, a emocje postaci tak czytelne, że ma się wrażenie, że za chwilę obrazek sam przemówi.
To świetna propozycja zarówno dla stałych fanów Bluey, jak i dla tych, którzy dopiero witają się z tym zwariowanym, kochającym się światem. A twarda oprawa i błyszczące strony sprawiają, że książka wygląda jak mały skarb, idealny do kolekcji, idealny na prezent. W domu Łączków każda historia, nawet pięciominutowa, potrafi zostawić po sobie coś więcej niż śmiech, zostawia rozmowy, pytania i wspólne chwile, które trwają dłużej niż samo czytanie. Polecam wszystkim, którzy lubią zasypiać z uśmiechem. A Bluey i Bingo znów robią to, co potrafią najlepiej — bawią, wzruszają i uczą… mimochodem.
Brak komentarzy