
Po śmierci Boromira, porwaniu Merry’ego i Pippina przez orków, a także rozpoczęciu samodzielnej wędrówki do Mordoru przez Froda i Sama, Bractwo Pierścienia przestaje istnieć jako wspólnota, ale nie jako idea. Ich wspólny cel, walka z siłami Saurona i zniszczenie Pierścienia wciąż ich łączy. „Dwie wieże” to moment, w którym każdy z bohaterów wyrusza własną ścieżką. I to właśnie tutaj, podczas rozbicia narracji na kilka równoległych wątków, Tolkien pokazuje pełnię swojego geniuszu, bo choć Drużyna się rozdzieliła, opowieść zyskała na głębi, napięciu i emocjonalnym rozmachu, jednocześnie pokazując heroizm, przyjaźń, poświęcenie i zmaganie się z własnym losem. Nie ma już spokojnej wędrówki po Shire, jest walka, cierpienie i decyzje o wadze całych światów. Każdy krok Froda i Sama po Martwych Bagnach, każdy podmuch wiatru na równinach Rohanu, każde słowo wypowiedziane przez Entów, niesie ze sobą echo czegoś wielkiego i nieodwracalnego.
Tym co w drugim tomie urzeka najbardziej, są przemiany bohaterów. Sam z prostego ogrodnika przeobraża się w symbol wierności i odwagi, a jego relacja z Frodem staje się jednym z najpiękniejszych obrazów przyjaźni w literaturze. Gimli i Legolas w pierwszym tomie zaledwie towarzysze broni, tutaj tworzą duet, którego humor i lojalność równoważą mrok narastającej wojny. Na scenę wkracza także Faramir, postać szlachetna i melancholijna, stanowiąca lustrzane odbicie swojego brata Boromira. I wreszcie Gollum, istota tragiczna, odpychająca, a jednocześnie budząca litość. Tolkien pokazuje w nim, że granica między dobrem a złem bywa tak cienka, że aż boli.
Tolkien w genialny sposób podzielił narrację na dwa bieguny: Aragorn, Legolas i Gimli, podążający tropem porwanych hobbitów, a potem uczestniczący w monumentalnej Bitwie o Helmowy Jar, a także Frodo i Sam, przemierzający coraz bardziej złowrogie tereny w drodze do Mordoru. To przeplatanie dwóch opowieści jest genialnym posunięciem, oba wątki raz przenikają się, raz oddalają, ale zawsze tworzą pełną, potężną całość. Akcja nabiera tempa, emocje sięgają zenitu, a zakończenie zostawia czytelnika z sercem w gardle i chęcią sięgnięcia po tom trzeci.
„Dwie Wieże” to najpełniejszy pokaz tolkienowskiej wyobraźni. Rohan, Fangorn, Isengard, Martwe Bagna, Minas Morgul – każde z tych miejsc tętni własnym życiem, pachnie, oddycha i przeraża. Opisy są długie, ale nie nużące, przypominają malowidła tworzone piórem. Widać w nich miłość autora do natury, mitów i dawnych opowieści. Entowie to literacki majstersztyk, żywe drzewa, które mówią językiem ziemi, niosą w sobie pamięć świata sprzed ludzi i elfów. Tolkien potrafił tchnąć duszę nawet w korę i mech.
Styl Tolkiena bywa momentami rozwlekły, jego opisy szczegółowe, a dialogi pełne archaicznej poetyki, ale właśnie w tym tkwi magia. Taki już jest i albo się go kocha albo nienawidzi. To język, który nie tylko opowiada historię, lecz ją śpiewa. Jest melodyjny i gdy już przywyknie się do niego, to właśnie za niego i za kreację świata uwielbia się Tolkiena. Czasami trzeba się przez te zdania przedzierać jak przez las Fangornu, ale gdy już znajdziemy polanę, zapiera dech w piersiach.
Jeśli „Drużyna Pierścienia” była początkiem drogi, a „Powrót Króla” jej zwieńczeniem, to „Dwie Wieże” są biciem serca całej opowieści. To tutaj dojrzewa mit. Tutaj bohaterowie nabierają znaczenia. Tutaj czytelnik przestaje być obserwatorem, a staje się uczestnikiem wędrówki. Każdy tom Tolkiena to literacki cud, ale to właśnie drugi tom sprawia, że zaczynamy wierzyć w Śródziemie. To historia pełna napięcia i zwrotów akcji, w której bohaterowie są dojrzali i wielowymiarowi. Wykreowany świat jest bajeczny, niesamowity, monumentalny, zachwycający i doprecyzowany. Język chociaż wymagający, jest jednocześnie magiczny. A wydarzenia sprawiają, że w czytelniku budzą się skrajne emocje, od zachwytu po łzy. To powieść pełna magii, mroku i światła zarazem. Tolkien udowadnia, że prawdziwa podróż nigdy się nie kończy, trwa w czytelniku długo po zamknięciu ostatniej strony.
Brak komentarzy