NAJNOWSZE POSTY

"Biurowy tyran” autorstwa Nicole Snow to książka, która w pełni wpisuje się w schemat romansu biurowego, gdzie napięcie między bohaterami jest niemalże tak samo intensywne jak ich wzajemne relacje zawodowe. Główna bohaterka, Sabrina, wkrótce po serii pechowych wydarzeń w piątek trzynastego dostaje szansę na lepsze życie, kiedy przyjmuje propozycję pracy jako asystentka osobista Magnusa Herona – aroganckiego i wymagającego szefa, którego już miała okazję poznać w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Od razu widać, że ta relacja będzie pełna zderzeń wybuchowych charakterów, nieporozumień i emocjonalnych wyzwań.

Biurowe romanse, choć popularne, mogą być trudnym gatunkiem do wyróżnienia się. Mamy ich na rynku bardzo wiele i dla osób lubujących się w tego typu literaturze, może być nieco trudno poczuć zaskoczenie. „Biurowy tyran” ma swoje momenty, które sprawiają, że lektura zachwyca, ale niestety nie sprawił, bym na stałe zapisał go w pamięci jako jeden z ulubionych przedstawicieli tego rodzaju literatury. Do połowy książki bawiłam się naprawdę dobrze, z przyjemnością czytałam lekturę, wchodziła lekko i przyjemnie, śledziłam losy bohaterów, chciałam dowiedzieć się jak uda się otworzyć serce Harona, uśmiałam się mocno podczas utarczek słownych, jednak po połowie odniosłam wrażenie, że autorce trochę zabrakło pomysłu na wykończenie historii i zaczął panować chaos. Sprawiła, że opowieść o Sabrinie Bristol, która po serii nieszczęść w piątek trzynastego trafia na wyjątkowo trudną posadę asystentki osobistej Magnusa Herona, niestety szybko stała się przewidywalna i momentami przytłaczająca.

Książka zaczyna się od zabawnej i w zasadzie niestandardowej dla romansów sytuacji: pechowy dzień, nieudana randka i wylana, a w zasadzie wypluta kawa na drogocenne buty podczas spotkania z przystojnym, choć irytującym facetem. Już na początku dowiadujemy się, że bohaterowie nie dadzą sobie w kaszę dmuchać i buźki mają niewyparzone. Sabrina, szukając nowej pracy, trafia właśnie do niego – Magnusa, by szybko przekonać się, że jest okrutnym tyranem. 

Sabrina, główna bohaterka, w teorii ma sporo pozytywnych cech: jest optymistyczna, zdeterminowana, gotowa na wyzwania i wydawałoby się, że nie da sobie wejść na głowę. Ale z biegiem czasu, jakoś tak właśnie po połowie książki, zaczęłam zastanawiać się, dlaczego tak łatwo pozwala traktować się przez Magnusa jak popychadło. On nie tylko wyżywa się na niej psychicznie, ale także manipuluje nią. No okej, generalnie dużo zarabiała, chciała pomóc rodzicom, ale czy to było naprawdę warte tego wszystkiego? Być może to element charakteru bohaterki, ale jako czytelnik czułam, że jej postawa staje się nieco zbyt bierna w stosunku do tego, co powinna przeżywać. Na początku pełna ikry, werwy, ciętego i kąśliwego języka, zaczęła latać z zamydlonymi oczami. I na początku naprawdę zapowiadało się na mocną relację, w której stopniowo będą poznawać siebie i stapiać lód, ale później niezbyt polubiłam jej zapędy do dramatyzowania i urządzania scen, aby później bezustanne przebaczać i mieć wyrozumiałość w stosunku do Magnusa, mimo jego ciągłych ataków i niemiłego zachowania. Sabrina, mimo że jest postacią sympatyczną, nie zawsze trzyma się zasad, które sama sobie stawia. Choć początkowo jej błyskotliwość i charakter przyciągają uwagę Magnusa, szybko staje się ofiarą jego tyranii. Sabrina to postać, która teoretycznie miała szansę na dużą sympatię z mojej strony. Jest energiczna, przebojowa i potrafi się postawić. Niestety, z biegiem fabuły miałam wrażenie, że jej zachowanie staje się coraz mniej wiarygodne. Z jednej strony daje się poniewierać przez Magnusa, z drugiej zaś błyskawicznie wybacza mu wszystko, jakby nie potrafiła w pełni stawić czoła trudnym sytuacjom. Jej postawa sprawiała, że miałam wrażenie, że za bardzo pozwalała mu "bawić się" jej emocjami. To zmieniało ją z osoby, której można współczuć, w postać, której decyzje budziły coraz więcej wątpliwości.

Magnus to facet, który początkowo wydaje się być klasycznym "biurowym tyranem", ale niestety, nie wzbudza sympatii. W rzeczywistości jego zachowanie to granice nieprofesjonalizmu i niezdrowej arogancji. Zdecydowanie z początku jest postacią mocno zaburzoną, która nie potrafi znaleźć równowagi w świecie, jednakże z czasem mogliśmy zobaczyć jego przemianę. Trudne dzieciństwo odbiło na nim swoje piętno, co jest mocno widoczne. Jednak jego tajemnicze motywy i czasami niezrozumiałe postawy są czymś, co nie zawsze mogłam zrozumieć. Choć w książce mamy jakąś próbę jego przemiany, to osobiście czułam, że zmiany w jego postawie są niewystarczające, bym mogła go jakoś mocnej polubić. Jego mocno toksyczne zachwowania ciężko było wymazać z pamięci. Zabrakło mi większej głębi podczas przemiany, lepszego zaprezentowania, bo trochę odniosłam wrażenie, że amor strzelił i głowa się naprawiła. Choć jego postać miała potencjał na bycie interesującym, często jego działania przekraczały granice profesjonalizmu, co wprowadzało niepotrzebny chaos w fabułę. Z jednej strony Magnus jest typowym "wrednym szefem", a z drugiej momentami jego postawa ocierała się o niedojrzałość i brak szacunku dla Sabriny. Chociaż autorka stara się ukazać, że Magnus posiada głębsze motywacje i jest w stanie zmienić swoje podejście, to jego przemiana jest w moim odczuciu niewystarczająco wyeksponowana. Często miałam wrażenie, że nie odczułam prawdziwego "zwrotu akcji" w jego charakterze.

Przyznać jednak trzeba, że choć relacja między bohaterami nie jest zbyt zdrowa, to napięcie między nimi jest dobrze wykreowane i niemalże tak samo intensywne jak ich wzajemne relacje zawodowe. Od samego początku było widać, że ta relacja będzie pełna zderzeń charakterów, nieporozumień i emocjonalnych wyzwań. Tutaj nie można zarzucić nic.

Na plus można zaliczyć lekki, niezbyt wymagający styl autorki. Książkę czyta się stosunkowo łatwo, a humor i odrobina ironii w dialogach ratują atmosferę. Autorka świetnie buduje atmosferę napięcia między postaciami, wykorzystując schematy romansu biurowego, które choć znane, to mimo wszystko oferują pewną dozę przyjemności. Jest to książka, która nie boi się poruszać tematów trudnych, jak perfekcjonizm i granice między życiem zawodowym a prywatnym, ale niestety nie zawsze te tematy są poprowadzone w sposób zadowalający. Autorka ma lekki styl, który sprawia, że książkę czyta się szybko i bez większych trudności, ale niestety brak głębi w postaciach i fabule sprawia, że lektura nie angażuje na dłużej. Nie można odmówić jej jednak dynamiczności. Choć książka jest pełna humoru i zabawnych momentów, to całość nie wnosi nic nowego do gatunku. Autorka może pochwalić się pomysłem, ale sposób jego realizacji pozostawia trochę do życzenia.

Książkę świetnie mi się czytało do połowy, jednak później zaczęło się trochę to wszystko zmieniać, jakby stery przejął ktoś inny.Główne zarzuty jakie mam wobec książki, które właśnie powjawiły się dopiero po obiecującej połowie, to:

- Przewidywalność fabuły.

- Naiwność Briny.

- Zachowanie Magnusa – momentami graniczne pod kątem profesjonalizmu i dojrzałości emocjonalnej, bez wyraźnej przemiany, która by uzasadniała jego wcześniejsze działania.

  - Tajemnica firmowa – jej obecność buduje ciekawość, ale rozwiązanie wydaje się nierealistyczne i nie wykazuje wystarczającej spójności z resztą historii. Oczekiwałam większego zaskoczenia. Zbudowany wokół niej klimat tajemniczości był obiecujący, ale kiedy wreszcie odkrywamy, o co chodzi, okazuje się to być rozczarowujące. Wydaje się, że autorka starała się stworzyć coś głębokiego, ale nie udało się to w pełni, co może pozostawić czytelnika rozczarowanego.

  - Tłumaczenie niektórych słów i gorących scen. Nie wiem kto wpadł na pomysł, aby używać określeń jak "Magłąb", "Do jasnej Hani", "Do jasnego Hadesa", "jej perła", "ściskam jego berło", "pulsuje jak tłok" czy porównywanie członka do niebieskiej kiełbaski. Serio? Używanie określenia "Magłąb" było tak dziecinne i co najmniej dziwne. A psucie pikantnych scen zwrotami "pulsuje jak tłok" czy "ściskam jego berło" psuło cały ich klimat.

To co mnie jednak niezwykle zachwyciło podczas czytania, to nawiązywanie autorki do kawy - coś czuję, że Nicole Snow jest jej ogromną i zapaloną fanką - oraz do jej innej książki z właśnie tym motywem, czyli "Wyzwanie pachnące kawą". To taki fajny smaczek dla kogoś, kto już zna twórczość autorki. 

„Biurowy tyran” to książka, która ma potencjał, ale nie do końca go wykorzystuje. Choć fabuła z początku wydaje się interesująca, to z biegiem czasu staje się przewidywalna i mało angażująca. Magnus jest postacią, którą trudno polubić, a Sabrina, mimo swojego pozytywnego nastawienia, wydaje się zbyt bierna i zbytnio wyrozumiała. To lektura dla miłośniczek romansów biurowych, które lubią motyw „gbura w garniturze” i asystentkę z charakterem. Jeśli spodziewasz się wyrazistej chemii, ostrych zwrotów akcji i głębokiej przemiany bohaterów, możesz poczuć rozczarowanie. Dla zwolenniczek lekkich, zabawnych romansów z wyczuwalnym klimatem biura może to być satysfakcjonujące spotkanie, pod warunkiem, że podchodzisz do fabuły bez oczekiwań na zbyt głęboką psychologię postaci. Jeśli szukasz przyjemnej, łatwej w czytaniu lektury z pewnym humorem i sceną romantyczną w tle, "Biurowy tyran" może być odpowiedni. Dla tych, którzy oczekują od takiej historii czegoś więcej – głębszych emocji, bardziej wyrazistych bohaterów i mniej przewidywalnej fabuły – będzie to raczej rozczarowanie. Relacja między Sabriną, a Magnusem nie była na tyle silna, by poruszyć serce, a same postacie nie do końca przekonały mnie do siebie. Choć książka nie jest zła i spędziłam przy niej miło czas podczas luźnego popołudnia, to nie jest idealna i widać w niej niedociągnięcia. Finalnie jednak jako lektura na poprawę humoru, bo jednak jest zabawna, czy tak zwane "odmóżdżenie" sprawdzi się dobrze.


Egzemplarz bezpłatny otrzymany w ramach współpracy z wydawnictwem 

Brak komentarzy